Walczyli by przeżyć – walki w czasie II Wojny Światowej
Czy boks może być światełkiem nadziei, które pozwoli przeżyć w ciężkich czasach? Tak i przykładów tego możemy się doszukać nie tylko w amerykańskich dzielnicach biedy czy polskich blokowiskach. Rękawice bokserskie niosły nadzieję i szansę na lepsze jutro nawet w takim piekle jakim był podczas II Wojny Światowej Obóz Koncentracyjny Auschwitz.
Piekło na ziemi
Podczas niemieckiej okupacji na ziemiach polskich wielu, często nawet przypadkowych ludzi, trafiało do obozów koncentracyjnych. Jednym z najgorszych był znajdujący się nieopodal Krakowa Auschwitz Birkenau. Jak informują nas nieliczni świadkowie, którzy przeżyli obozowe piekło, odtajnione dokumenty i badania historyków było to miejsce kaźni dla dzieci, kobiet, mężczyzn i starców. Więźniów głodzono, bito, mordowano pod byle pretekstem. Tego wszystkiego dowiemy się z książek o historii. Nie wszyscy jednak wiedzą, że w obozie tym to więźniowie nieraz spuścili łomot swoim oprawcom. Niemożliwe? A jednak. Wszystko dzięki rękawicom bokserskim.
Boks w dwudziestoleciu międzywojennym
W Polsce w Dwudziestoleciu Międzywojennym boks był sportem popularnym. Walki zawodników ubranych w rękawice bokserskie potrafiły skupić śmietankę towarzyską Warszawy czy Lwowa. Zakłady przynosiły ogromne zyski, a sami zawodnicy uważani byli za wielkie gwiazdy. Z drugiej jednak strony, sport ten nadal przez wielu był traktowany jako brutalny i ordynarny. Niektórym, szczególnie rodzicom, wybór takiej drogi życiowej swoich pociech ewidentnie nie był na rękę. Jak się jednak miało okazać, dla niektórych, takich jak Tadeusz Pietrzykowski -. Teddy miał on być szansą na życie.
Pierwsze dni w obozie
Po otwarciu się bram obozu Auschwitz, Teddy trafił tam jako jeden z pierwszych więźniów, otrzymując numer 77. Już chwilę po przekroczeniu wrót obozu Pietrzykowski wiedział, że raczej nie wyjdzie z tej opresji cało. Jako bokser wagi lekkiej, nie miał wyuczonego zawodu. Nie był fachowcem, nie znał się na niczym, poza walką w rękawicach bokserskich (o czym jeszcze Niemcy nie wiedzieli). Był więc po prostu bezużyteczny, a takich za bramą z napisem „Arbeit macht frei”, pozbywano się dosyć szybko.
Tym bardziej, że Teddy „podpadł” już na samym początku.
Pierwsza krew
W 1941 roku do obozu trafił Walter Duning niemiecki kryminalista, który szybko stał się kapo i zaczął lubować się w biciu więźniów. Podczas jednej z takich przepychanek polscy więźniowie zaproponowali Teddiemu walkę z oprawcą. Gdy pięściarz wyszedł przed szereg i stwierdził, że stanie przeciwko kapo, Niemcy byli w szoku. Duning był bowiem nie tylko Niemcem, ale i zawodowym mistrzem swego kraju. Różnica w wadze, 40kg do 70kg była na korzyść Waltera, toteż oprawcy szybko podchwycili pomysł licząc na dobry ubaw. Teddy zaś za walkę miał otrzymać pół bochenka chleba i margarynę.
Pięściarze stanęli w czworokącie utworzonym z więźniów i kapo. Gdy pięści poszły w ruch szybko okazało się, że radość oprawców była przedwczesna. Teddy pomimo mniejszej wagi dysponował bardzo dobrą techniką, był szybki i wyprowadzał cios za ciosem.
Podczas drugiej rundy emocje wzięły górę. Zagrzewający do walki Teddiego współwięźniowie zaczęli krzyczeć „bij Niemca”, co sprowokowało kapo i walka przeniosła się z ringu na publikę. Wtedy też lekko krwawiący Duning przerwał walkę i zajął się pacyfikacją więźniów.
Pomimo tej całej awantury i okoliczności przerwanego pojedynku Niemiec zachował się honorowo i wręczył polskiemu pięściarzowi nie pół, ale cały bochenek chleba. To jednak nie było najważniejsze. Polak mógł sobie dzięki temu wybrać przydział do pracy w obozie i przestał być już bezużyteczny.
Od tego momentu Teddy stał się obozowym bokserem.
Obozowe walki
Walki bokserskie w obozie koncentracyjnym niewiele miały wspólnego z tym co bokserzy znali z ringów. Owszem były rundy, ale nikt nie poddawał walki. Pięściarze nieraz zalewali się krwią, ale walczyli dalej, praktycznie do upadłego. Nie ma się zresztą czemu dziwić. W większości przypadków, przegrany „znikał” z obozu.
Teddy nie walczył tylko ze współwięźniami, pewnego dnia, gdy zobaczył Vorarbeitera okładającego niemiłosiernie jednego z więźniów, podszedł do niego zapytać się, dlaczego to robi. Gdy ten zaś kazał mu spadać, w ruch poszły pięści Pietrzykowskiego i brygadzista runął na ziemi. Chociaż wszystko to miało miejsce pod cichym przyzwoleniem SSmanów, to jednak dokonania polskiego pięściarza zaczęły nie podobać się gestapo. Polak trafił na czarną listę i jego dni były już policzone, ale wtedy znów uratował go boks.
Dziwny ratunek
Gdy pętla wokół Polaka zaczęła się zacieśniać, pomoc przyszła z dość nieoczekiwanej strony. Zycie naszego zawodnika ubierającego rękawice bokserskie uratował SSman Hans Lütkemayer, kierownik obozu koncentracyjnego Neuengamme. Człowiek ten znał Teddiego jeszcze sprzed wojny, był on bowiem sędzią bokserskim na jednej z walk Polaka. Oficer zaproponował mu przeniesienie do swojego obozu.
Zmiana obozu nie oznaczała jednak końca kłopotów. Nadal, aby przeżyć musiał walczyć. Skrzyżował rękawice bokserskie jeszcze blisko 20 razy, nie przegrywając żadnej z walk. Jego udręka skończyła się dopiero w obozie Bergen-Belsen, wyzwolonym przez wojska brytyjskie.